Black Week czy Black Weakness? Jak polskie firmy rozciągają Black Friday na cały listopad

  • 19 listopada, 2024

Black Friday, pierwotnie amerykańska tradycja przecen i zakupowego szaleństwa w ostatni piątek listopada, w Polsce przybrała formę, która równie dobrze mogłaby nosić nazwę „Black November”. Co roku obserwujemy, jak polskie firmy – od gigantów e-commerce po małe sklepy – rozwlekają jednodniowe święto wyprzedaży na całe tygodnie, a czasem i miesiące. Mamy „Black Week”, „Black Weekend”, „Czarny Tydzień” albo „Czarny Miesiąc”, a wszystko to od początku listopada, czasem nawet wcześniej.

To marketingowe rozciąganie budzi kilka kluczowych pytań: czy takie podejście nie wypacza idei Black Friday? Czy konsumenci rzeczywiście korzystają na takich promocjach? A może jest to raczej sprytna manipulacja, by wyciągnąć pieniądze z portfeli pod pretekstem „okazji”?

Od amerykańskiego chaosu do polskiego rozwleczenia

W Stanach Zjednoczonych Black Friday to specyficzna tradycja – tłumy ludzi szturmują sklepy, by zdobyć telewizory, konsole i inne dobra w cenach, które często są naprawdę atrakcyjne. To wydarzenie jednodniowe, skondensowane i chaotyczne, ale w tym właśnie tkwi jego urok.

Polski rynek, przyjmując tę tradycję, zdecydował się ją „dostosować” do lokalnych realiów. W efekcie, zamiast jednego dnia prawdziwych przecen, dostajemy tygodnie sztucznie pompowanych promocji, które często okazują się mniej korzystne niż sugerują reklamy. Zamiast skupić się na jednorazowym wybuchu atrakcyjnych ofert, firmy rozmywają napięcie, serwując nam tony newsletterów i billboardów już na początku listopada.

Black Friday bez efektu „wow”

Rozciągnięcie wyprzedaży na kilka tygodni ma swoje konsekwencje. Przede wszystkim zabija efekt „wow”. Tradycyjny Black Friday miał przyciągać klientów unikalnymi promocjami, których nie znajdziemy o żadnej innej porze roku. Tymczasem, kiedy przeceny ciągną się przez pół miesiąca, a rabaty oscylują na poziomie 5-15%, napięcie opada. Konsument zaczyna traktować je jak kolejną nudną kampanię marketingową, a nie wyjątkową okazję.

Co gorsza, wiele firm stosuje sprytne triki: przed wyprzedażą ceny rosną, by potem „cudownie” spaść do poziomu sprzed podwyżki. Konsumenci, choć coraz bardziej świadomi takich praktyk, nadal często dają się na nie nabrać.

Dla kogo to jest korzystne?

Oczywiście, z biznesowego punktu widzenia, dłuższe wyprzedaże to okazja do maksymalizacji zysków. Klienci, którzy nie zdecydują się na zakupy w pierwszym tygodniu promocji, być może zrobią to w kolejnym. Firmy mają więcej czasu na dotarcie do różnych grup odbiorców i stopniowe zwiększanie przychodów.

Z perspektywy konsumenta sytuacja wygląda jednak mniej różowo. Prawdziwe okazje są rozmyte w gąszczu przeciętnych ofert, a ci, którzy czekają na wielkie rabaty, często kończą zawiedzeni.

Czy idea Black Friday została w Polsce pogwałcona?

Nie jest przesadą stwierdzenie, że polska wersja Black Friday odbiega od swojego pierwowzoru. Zamiast jednego dnia wielkich okazji mamy cały miesiąc umiarkowanych promocji, które nie budzą większych emocji. Można zaryzykować tezę, że „Black Friday” w Polsce stał się bardziej „Black Weakness” – wyrazem słabości marketingu, który, zamiast skupić się na jakości promocji, stawia na ilość czasu i bombardowanie klientów komunikatami.

Black Friday, w swoim pierwotnym zamyśle, miał być świętem konsumpcji, ale także czymś na kształt gry – polowaniem na okazje. Polska wersja zamieniła to w przewlekłą, męczącą kampanię, która nikomu nie przynosi pełnej satysfakcji. Może czas na rewizję tej tradycji, zanim zupełnie straci na znaczeniu?

Title
Caption
File name
Size
Alignment
Link to
  Open new windows
  Rel nofollow